Zwierzyna w drzewostanie

Tym razem będzie o nomenklaturze, która działa na nas jak odgłos styropianu przeciąganego po szkle. Suchej, odzierającej z podmiotowości, wpychającej w bezwzględne ramy przedmiotowości. Niezdarnie opisującej to, co jest nieczłowiecze, odcinającej twardym ostrzem arogancji inne formy życia od wyższej formy – ludzkiej pychy.

tekst: Monika Klimowicz & Romuald Mikusek

Nauczyliśmy się przyjmować i stosować zimne i pragmatyczne pojęcia jak chleb powszedni, szczególnie takie, które pełnią funkcje pomocnicze w zrozumieniu pewnych prawd. Trzeba przyznać, że są to często narzędzia ułatwiające formowanie przekazu ze zrozumieniem, bez zbędnych, dodatkowych objaśnień. Niestety równolegle pojawiła się tendencja do nadużywania pewnych terminów, a nawet używania ich bez próby poznania definicji czy nawet chwilowej refleksji nad nimi. Nas jako przyrodników, osób skupionych na otaczającym świecie żywym, szczególnie boli mnogość zimnych określeń odzierających życie z … życia. Nie dziwi nas już dawno, gdy myśliwi chwalą się „liczbą upolowanych sztuk zwierzyny” próbując tym samym uprzedmiotowić cel swojego pożądania. Gorzej jednak, gdy taka moda pojawia się i szerzy w środowisku przyrodników.

„koza, sztuk jedna” (fot. MK)

„Tuż przed wojną odnotowano 727 sztuk żubrów” – informuje na swojej stronie jeden z parków narodowych, chwaląc się dodatkowo (ło zgrozo), że zwierzęta są „eksponowane”. W artykułach i publikacjach naukowych co rusz można natrafić na informację o stadzie liczącym tyle a tyle sztuk ptaków. Czym jest rzeczona „sztuka”? Ot, jednostka miary, niekwalifikowana w układzie SI, wskazująca na liczbę jakichś elementów. Jednak mówiąc o zwierzętach per „sztuka” wtłaczamy je z dużą łatwością w zbiór przedmiotów. Jak wiadomo, do przedmiotów przywiązywać się nie należy, to tylko grupa atomów nie zasługująca na większą uwagę i szacunek. To już krok, by „sztuki” zwierząt czy ptaków śmiało wpisać w rejestry i kolumny cyfr i traktować jak guziki w pasmanterii. W „sztukach” wszak nie ma życia, „sztukom” nie jesteśmy nic winni, ani krztyny współczucia czy empatii. Mamy też słowo „osobniki”. Jest ono wg nas o niebo lepsze od „sztuk”, nadaje zwierzętom jakichś cech indywidualnych… „osobniczych”. Niegdyś w trakcie rozmowy, Jacek Karczewski, autor kilku książek o ptakach, zdradził nam, że w jego książkach nie pada ani razu słowo „osobnik”, bo jest ono „krzywdzące dla ptaków”. To oczywiście wybór i filozofia autora, ale my raczej aż do tak skrajnej postawy nie namawiamy. Sami go używamy, szczególnie w publikacjach naukowych i popularno-naukowych. Nie wypracowaliśmy lepszego określenia i uważamy że nie jest wstydem używanie go a wręcz przeciwnie – dość często nie ma po prostu lepszej alternatywy. Osobnik podkreśla jego indywidualność, nawet w dużym stadzie 🙂 Istoty nie-ludzkie (za Olgą Tokarczuk) czy inaczej Nonhuman Person (za anglojęzycznymi propagatorami równości ludzi i zwierząt) są tworami językowymi, do których chyba jeszcze nie dorośliśmy. Świat jednak nie lubi stać w miejscu, więc kto wie, w którą stronę „sztuka” przekazu pogalopuje w przyszłości.

jelenie w terenie (fot. RM)

„Szczegółowe zasady gospodarki populacjami zwierzyny w lasach regulują przepisy Ustawy Prawa Łowieckiego i obowiązujące wytyczne dyrektora generalnego Lasów Państwowych” – czytamy w „Zasadach hodowli lasu” z 1991 roku. Zdanie to, wraz z tytułem, jest kwintesencją przedmiotowego traktowania tak ważnej części ekosystemu, jaką są elementy lasu. „Gospodarka populacjami zwierzyny” to podsumowanie buty człowieka, roszczenia sobie prawa do decydowania o życiu zwierząt wedle własnego widzimisię, interesów i jakże chętnie lansowanego hasła o czynieniu sobie ziemi poddanej. Zwróćmy uwagę, że nie decydują o owej „gospodarce” naukowcy, ludzie zajmujący się relacjami zwierząt z otaczającym je środowiskiem, tylko – zgodnie z dalszym zapisem – myśliwi i leśnicy. Czyli wydawanie wyroków na zwierzęta w lesie podporządkowane jest li tylko chęci zysku. I jeśli nawet w którymś z orędowników „gospodarowania zwierzyną” czy „hodowli lasu” drgnie struna sumienia, to szybko można ją wyciszyć. Przecież „zwierzyna” to w zasadzie to samo co wołowina, wieprzowina czy sarnina. „Zwierzyna” nie zawiera w sobie istoty życia mieszkańców lasu, związków rodzinnych, zwyczajów, indywidualności poszczególnych stworzeń, strachu, przywiązania, bólu, opiekuńczości. „Zwierzynę” można policzyć co do „sztuki”, wpisać na karty dokumentów rachunkowych oraz dążyć do „ograniczania szkód od zwierzyny płowej, zwłaszcza poprzez utrzymywanie jej odpowiedniej liczebności” („Zasady hodowli lasu”, tym razem z 2012 roku). No i nie jest ważna oczywiście dokładność takiego liczenia. Ważne, aby nadmiar zwierząt w łowisku równał się liczbie deklarowanych odstrzałów.

Taką informację dotyczącą zwierząt (anglojęzyczni znajdą w słowniku z pewnością 'game’, czyli słowo oznaczające również – i zapewne nieprzypadkowo – 'zabawę’) można zastąpić po prostu znakiem A-18b „zwierzęta dzikie”. Jak widać ustawodawca nie jest aż tak nadgorliwy jak LP w używaniu tego zwrotu (fot. MK)

W tych samych dokumentach oraz w niezliczonej liczbie innych pojawia się kolejne, intrygujące słowo: drzewostan.

„Drzewostan” jest słowem używanym nie tylko nagminnie, ale bardzo często nieprawnie. Zaczerpnięte ze słownika terminów leśnych, w rzeczywistości odnosi się wyłącznie do zbioru roślin drzewiastych. A las to nie tylko drzewa, to także inne rośliny i grzyby: mchy, krzewy, porosty. W jeszcze szerszym pojęciu może należeć do niego cały dobrostan żywy z mrówkami i dzikami włącznie. Nie chodzi o to, by zapomnieć o tym pojęciu, ale pamiętać, by używać go mądrze. Myśląc o drzewostanie sosnowym powinniśmy mieć na myśli jedynie ten właśnie składnik leśnej szaty roślinnej, gatunku drzewa o łacińskiej nazwie Pinus sylvestris, rosnącego na konkretnej powierzchni. I nic więcej. Możemy go użyć rozwijając opis o kolejne warstwy i grupy organizmów. Bór, puszcza, knieja, gaj, ostęp. Prawda jak wiele pięknych nazw mamy do dyspozycji, by przydać lasowi nieco zapachu, przestrzeni i życia? A jednak „drzewostan” wypływa spod palców wielu autorów dużo częściej. Zbyt często. Nie można powiedzieć, że jest to słowo bezużyteczne i powinniśmy się go wystrzegać jak ognia. Odnosząc się do drzewostanu pomijamy jednocześnie inne elementy np. ważne dla jakiegoś organizmu o którym piszemy. „W 2008 roku po raz kolejny zinwentaryzowano drzewostanu parku. Inwentaryzacja potwierdziła występowanie 44 gatunków drzew i krzewów” – na taki lapsus trafiliśmy na stronie jednego z parków narodowych. „Zróżnicowany drzewostan” czy np. „drzewostan grądowy” (zamiast las grądowy albo siedlisko grądowe), w którego szczegółowym opisie spotkamy także zioła i krzewinki, to dość częsty przykład.

John Lennon apelował, by dać szanse pokojowi… My poprosimy, tak nieco szerzej, by dać szansę rozumowi i wrażliwości.

Las świerkowy, czyli idealny „drzewostan” do cięcia (co zresztą w tamtej chwili się działo) (fot. MK)


Świerczyna na torfie. W lasach zbliżonych do naturalnych rośliny drzewiaste stanowią jeden z elementów układu. Leśnicy raczej niechętnie nazwaliby to miejsce drzewostanem bo i drzew tu mało a ich stan przedstawia niewielką wartość gospodarczą (fot. RM)

Śledź mnie na: facebookistagram
albo ja będę śledził Ciebie!