Dotyczy zdarzenia sprzed 15 lat, ale w związku z tym, że w tym roku przypada 15-rocznica śmierci Artura Tabora, postanowiłem rzecz przybliżyć

W 2010 roku film „Sowy Polski” (tu link) był na ukończeniu. Realizatorem był Artur Tabor a ja napisałem do niego scenariusz i komentarz.
Mieliśmy po powrocie Artura z Mongolii dokręcić kilka ważnych scen, a był to wtedy najlepszy czas na to. Na początku lipca dotarła do nas niestety tragiczna wiadomość o śmierci naszego Przyjaciela. Nie było nikogo, kto by uwierzył w to i pogodził się z tym faktem z dnia na dzień. Było niedowierzanie, był pogrzeb. Szukaliśmy kogoś kto zdecyduje się uzupełnić pewne sceny i złożyć dzieło, bo niemal wszystkie zdjęcia i sceny do filmu zostały już nakręcone. Dopiero miesiąc po Jego odejściu, w sierpniu, Jola Tabor poprosiła, byśmy dokończyli film razem z Krzyśkiem. Zgodziliśmy się bez zastanawiamia. Brakowało trochę reżyserowanych zdjęć, np. edukacja w szkole, scena otwierająca film na cmentarzu, zbieranie wypluwek. To można bez problemu zrobić jesienią i tak też się stało. Jedna z brakujących scen dotyczyła podlota sowy i jego obrączkowania. W lipcu mieliśmy robić to u mnie z sóweczkami. A tu mamy już sierpień, więc można powiedzieć „po ptakach”. Film musimy zamknąć zimą. Nikt nie szuka młodych sów w sierpniu, bo zwyczajnie odpoczywają po sezonie, jak reszta ptaków. Nie ma szans. Czasem może zdarzyć się kolejny lęg płomykówki, ale nie był to mysi rok. Pojechałem w teren raczej tak dla spokoju sumienia i przy okazji wyciszyć się. I stał się cud! W dziupli w której włochatka poniosła stratę w maju, zdecydowała się na powtarzanie lęgu! Szczęście, sensacja, ewenement, cud. Młody obecny był w środku. To właśnie nasz bohater, który pojawia się w 29 minucie filmu. Mogłem oczywiście czekać aż opuści gniazdo samodzielnie, ale było ryzyko, że ucieknie bez śladu. Więc na filmie mamy pisklaka włochatki na ziemi, który w rzeczywistości opuścił dziuplę kilka dni potem. Obrączkowanie jest oczywiście na poważnie. A ptak przez te 20-30 minut kręcenia sceny przywykł na tyle, że po prostu na mnie wchodził i łypał wkoło z zaciekawieniem. W końcu siadł nawet na głowie. To włochatka, gatunek, który nie dysponuje wrodzonym strachem przed człowiekiem. Dzień i miesiąc był gorący, przez co w dziupli pisklak miał małe piekło. Nie ma się zatem co dziwić, że zaciekawił go świat a dziupla stała się odległym i pewnie niemiłym wspomnieniem. Na koniec niestety musiał wrócić do dziupli, bo tylko tam mógł liczyć na opiekę i bezpieczeństwo zanim osiągnie zdolność do lotu.
Mam do tych zdjęć ogromny sentyment. Chwilom tym towarzyszył ogromny ładunek emocji. Wierzę, że moment miał nawet jakąś mistyczną wartość. Jakbym czuł wtedy obecność Artura…
I jeszcze mała dygresja. Jak wiemy chwytanie dorosłych ptaków na gniazdach jest szkodliwe. Ale od reguły są wyjątki jak od wszystkiego. Np. w Finlandii w latach 1993-2002 zaobrączkowano na gniazdach ponad 11 tys. dorosłych ptaków, chwytając je po prostu na jajach i młodych w budkach lęgowych, nie odnotowując żadnej straty z tego tytułu. To pokazuje jak bardzo tolerancyjne mogą być borealne sowy, które z człowiekiem w swoim rozwoju ewolucyjnym spotkały się stosunkowo późno i nie zdążyły poznać go z tej gorszej strony.

Obrazki do wpisu podsumowującego mój rok.

Oprócz miejsc nieopisanych w podsumowaniu, zamieszczam też kilka ładniejszych obrazków z br.

Premiera filmu „The Hole Story” w reż. Ann Prunn. Jesień 2022

Wiosną miałem przyjemność gościć w Górach Stołowych ekipę filmową z USA, która gromadziła ujęcia do filmu o dzięciołach świata. Tutejszym bohaterem, i jednym z trzech głównych w filmie, był dzięcioł czarny. Zainspirowali mnie przy okazji, by bliżej przyjrzeć się temu gatunkowi. Udało mi się przed ich drugą wizytą w maju (pierwszą był rekonesans) odnaleźć 4 czynne dziuple tego dzięcioła, przy których pracowaliśmy. Pomagałem ekipie w umieszczeniu sprzętu na sąsiednich drzewach oraz w zdjęciach z wnętrza gniazda. Było to niemałe wyzwanie, ale też przyjemność przyglądania się pracy twórców filmów przyrodniczych z najwyższej półki. Oczywiście fundusze robią swoje, ale też dają wolność czasu i wyboru twórcom, za czym idzie finalny efekt. I nie jest tak, że z tym funduszem każdy zrobiłby podobny film. Za tym musi stać wiedza, doświadczenie, artyzm i wiele innych, ważnych cech.

Już niecałe pół roku od ukończenia zdjęć można zobaczyć produkt finalny. Tempo do pozazdroszczenia, a efekt wg mnie to najwyższa półka. Widziałem dawniej, zanim poznałem Ann Johnson Prum, jej film o kolibrach („Super Hummingbirds”). Podziwiam jak każdy filmy BBC, ale jej dzieła to prawdziwy majstersztyk zarówno pod względem obrazu jak i narracji. To była prawdziwa przyjemność móc pracować w tym gronie. Podczas pierwszego przyjazdu towarzyszył ekipie Krzysztof Zyskowski, którego poznałem w Ekwadorze, który pracuje obecnie w Muzeum Historii Naturalnej na Uniwersytecie Yale w New Heaven.

Reżyseria: Ann Johnson Prum

Zdjęcia w G. Stołowych: Marc Karroll

Cały film jest dostępny na tej stronie a także na YouTube (tu lekko się zacina)

Co w terenie piszczy?

Na Lubelszczyźnie szukaliśmy gniazd żurawi, z czego zebrał się całkiem ciekawy materiał do jesiennej obróbki. Odwiedziliśmy z Marcinem i Markiem naszą Polesię pod Chełmem, samicę która od roku lata po Europie z naszym nadajnikiem. Była w stadzie ponad 30 żurawi na łące, ale akurat gdy je wypatrzyliśmy postanowiły przemieścić się na odległy zbiornik (marne zdjęcie poniżej). Widać, że młoda, ale szatę ma bardziej dojrzałą niż niektóre towarzyszące jej młodziaki. Wiosna w Sobiborze również zaowocowała paroma, fajnymi znaleziskami, w tym pierwszym gniazdem puszczyka mszarnego (mam zatem komplet gniazd lęgowych gatunków sów krajowych rozkładzie), ale już powoli się stamtąd wycofujemy. Aż dziwne, że do tej pory nie utworzono W Lasach Sobiborskich obszaru Natura 2000. Lubelski RDOŚ do odważnych nie należy i wygląda na to, że ulegają presji leśno/ekonomicznej. Może w końcu kiedyś uda się tu zablokować prace leśne w sezonie, gdzie nagminnie usuwane są drzewa z lęgami ptaków. Zresztą tak jest wszędzie, nawet w parkach narodowych. W Górach Stołowych pomagam przy realizacji filmu o dzięciołach świata („Hole story”), którą kręci ekipa z USA. Miło obserwować profesjonalistów przy pracy i cieszę się, że część tej obiecującej produkcji powstaje właśnie u nas. W tym roku znów włochatki lęgną się w świerkach (dawniej w dziuplach dzięcioła czarnego w bukach) a na modrzewiu udało mi się wypatrzeć pierwsze w historii dla tego obszaru gniazdo kruka umieszczone na drzewie (wszystkie dotychczas były na skałach).
Uczestniczę też w ciekawym projekcie inwentaryzacji sóweczki w północnej Wielkopolsce, w części Puszczy Noteckiej. Kiedyś przemierzałem ją na obozie wędrownym w podstawówce, potem już na studiach z plecakiem całą od zachodu na wschód. Pamiętam jak szukaliśmy miejsca na nocleg w spalonych wówczas lasach i wypalone mrowiska wyglądające jak leje po bombach. Puszcza brzmi dumnie i raczej nie pasuje do tego miejsca, no ale to oczywiście nazwa historyczna i trudno z tym dyskutować. Sóweczki są, niestety jak na lekarstwo, ale może przy drugiej kontroli jakieś się jeszcze ujawnią. Jednak na zdrowy rozsądek: czy chodzi o to, by było ich wiele, czy żeby się przekonać czy są i dlaczego akurat tyle a nie więcej czy mniej? No i co należy zrobić, by było im tu dobrze.

Póki co w ruch poszedł rower i sprzęt wspinaczkowy. Kajak czeka na stopę wody pod kilem 🙂

Karłów, Góry Stołowe, 19-20 X 2019

Jesień to czas zlotów. Nie tylko żurawi, ornitologów także. Na weekend w Góry Stołowe zjechali się wolontariusze OTOP. Udał mi się namówić organizatorów, aby Zjazd z nr 2 zrobić w sercu naszego Parku. Miałem jedynie zapewnić ładną pogodę i chyba się wywiązałem. A i jeszcze przeprowadzić dwa odczyty o górach, sowach i trekingu po Nowej Zelandii. Wymiana myśli miała miejsce w Centrum Szkoleniowo-Edukacyjnym PNGS w Karłowie. Fajna atmosfera była wynikiem tego, że ludzie znali się z innych spotkań, a i ja poznałem większość z nich na warsztatach w Krakowie i Warszawie. Zjazd odbył się w ramach projektu o nazwie „Wolontariat wysokich lotów”, a właściwie był to już niestety jego finał. Organizatorki ze strony OTOP – Monika, Justyna i Karolina, przygotowały się do zadania bezbłędnie. Jak się coś robi z pasją, to energia którą dajesz wraca nawet z większą siłą. Jakimś cudem, razem z czterema innymi osobami (z: Marcin Borowik – lider Częstochowskiej Grupy Lokalnej OTOP, Dariusz Ożarowski – Lider Trójmiejskiej Grupy Lokalnej OTOP, Laura Słotwińska – członkini lider Częstochowskiej Grupy Lokalnej OTOP, Krzysztof Tabernacki – członek Warszawskiej Grupy Lokalnej OTOP) otrzymałem tytuł Wolontariusza Roku. Miałem jednak wrażenie, że wcale nie wyróżniam się bardzo na tle całej reszty wolontariuszy, bo ludzie w różnych częściach kraju robią naprawdę mnóstwo świetnych rzeczy dla ptaków. Oprócz mnie w prezentacjach udzielali się między innymi moi starzy kumple, czyli Bartek Smyk i Krzysiek Konieczny. W czasie porannego wyjścia na Fort Karola widzieliśmy przelot sikor, zięb, czyży, pokrzywnic oraz ponad z 3 tys. szpaków. W G. Stołowych przeloty są słabo zaznaczone, a ten był z pewnością rekordowy jeśli chodzi o szpaka. Po niedzielnym śniadaniu wycieczka na Torfowisko Pod Zieleńcem. Kierowcą autobusu był Bartek – biolog i ptasiarz, współpracujący też z bazą ornitho. Ponadto Bartek zabezpieczył też swoje okno przed kolizjami szklanopułapkowymi kropkami. Pewnie takiego kierowcy OTOP w historii nie miał i mieć nie będzie. No chyba że znów tu się kiedyś spotkamy 🙂

Śledź mnie na: facebookistagram
albo ja będę śledził Ciebie!