Słonka z czterema nogami

Każdy ma jakieś marzenia. Te 'ptasiarskie’ z reguły dotyczą rzadkość w skali kraju czy regionu, czasami gatunku ptaka z kategorii „wstydliwych”. Bywają nimi ptaki skryte (np. derkacz) i „trudne” (puchacz albo zielonka) , albo żyjące w środowisku, które nie odwiedzasz (np. siwerniak w górach), lub choćby ograniczone geograficznie do małego obszaru (wodniczka czy puszczyk mszarny). Moim marzeniem było zobaczyć słonkę z czterema nogami… Może nawet z sześcioma.

Przytaczam tu wyjaśniający tajemnicę fragment tekstu pt. „Zachowania obronne ptaków”, który publikowałem w Salamandrze (1/2016, 41):

„…Myślę jednak, że najdziwniejsze i najbardziej spektakularne są zachowania polegające na przeniesieniu młodych, a wyjątkowo nawet jaj, w nowe, bezpieczniejsze miejsce. Najbardziej obrosłym w legendy ptakiem pod tym względem jest z pewnością słonka. Wciąż nie ma niezbitego dowodu w postaci zdjęcia, które dokumentowałoby tę sytuację, aczkolwiek nie można mieć wątpliwości, że zjawisko to występuje. Wszystkie doniesienia są zgodne: ptak przenosi młode pojedynczo, trzymając je pomiędzy długimi, silnymi nogami i przyciskając mocno do brzucha. Jeden ze świadków zaklinał się nawet, że w jego obecności słonka przeniosła aż cztery pisklęta na raz, ale raczej nie można dać temu wiary, choćby z przyczyn czysto „technicznych”. Profesor Andrzej Dyrcz, wybitny ornitolog specjalizujący się w ekologii behawioralnej ptaków, opowiadał mi, jak to na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku przemierzał lasy w Dolinie Baryczy i natknął się na słonkę, która zerwała się spod jego nóg. Uderzyło go to, że ptak miał cztery nogi – dwie dłuższe po bokach i dwie krótsze pośrodku. Z podobnym dylematem zadzwonił do mnie znajomy leśniczy i zapytał, czy to możliwe, żeby ptak miał cztery nogi. Opisana sytuacja wskazywała bezsprzecznie, że i w tym przypadku chodziło o słonkę transportującą pisklę. Ponieważ samica wraca po kolejne młode, które przenosi w to samo, bezpieczne miejsce, kazałem mu czekać i po piętnastu minutach byłem na miejscu z aparatem, w nadziei na pierwsze udokumentowanie tego zdarzenia. Niestety, wygłodniały kolega nie zrozumiał powagi chwili i pojechał w tym czasie do sklepu po bułki. Słonka zapewne zrobiła, co miała zrobić, podczas jego nieobecności i gdy się zjawiłem – ślad po niej zaginął…”

słonka – samiec w locie tokowym

Nie da się jak widać ukryć zafascynowania autora tym tematem 🙂 Zachowania obronne ptaków były od zawsze w strefie moich topowych zainteresowań. Niestety nigdy nie prowadziłem ukierunkowanych badań i nie napisałem żadnej publikacji naukowej na ten temat. Temu poświęciłem jedynie rozdział mojej pracy doktorskiej dotyczący sóweczki. Jeszcze na studiach prezentowałem ten problem na naszych seminariach ornitologicznych, które prowadził prof. Tomasz Wesołowski, ilustrując go zdjęciami autorskimi. Widziałem wielokrotnie ptaki symulujące kalectwo, z uszatką błotną, sieweczkami i licznymi wróblakami włącznie, obserwowałem ostrygojady wysiadujące jaja, których nie było, byłem atakowany przez droździki,  sowy różnej maści, sroki, rybitwy. Kwiczoły przy gnieździe z potomstwem ozdobiły kałem moje ubranie i włosy, w efekcie czego jak partyzant starałem się niezauważenie wrócić do domu. Ale słonka przenosząca pisklęta to jak legenda, Święty Graal, fikcja, efemeryda. Przez fakt, że nie ma na to nie zbitych dowodów w postaci fotografii czy filmu, musimy bazować na wierze w przekaz. A że jest tego wiele, w tym pochodzące od prawdziwych autorytetów, nie ma wątpliwości, że rzecz się zdarza.

gniazdo słonki

No i zdarzyło się również mi, dzisiaj, w Puszczy Noteckiej. Podchodziłem bliżej do podlotów dzięcioła zielonego, żebrzących głośno w gęstym lesie z sosną i świerkiem, chcąc nagrać ich głos. I nagle z bujnego podszytu zerwała się Ona. Ciężko, z jakimś kłębkiem piór zawieszonym gdzieś pomiędzy jej opadającymi nogami, w efekcie tego jej tył właściwie zwisał a ogon wskazywał ziemię, jakby ktoś przymocował jej ciężarek do sterówek. Wysoko unosiła skrzydła i biła nimi często i z wysiłkiem, jak nie slonka. Przygarbiona i mokra. Od razu pojąłem co widzę. Starałem się dostrzec dodatkowe pary nóg. Widziałem tylko jedną jej nogę. Już dawno planowałem co zrobię, jeśli zdarzy mi się taki fart. Znajdę pisklęta, których nie zabrała, ukryję się i poczekam aż wróci po resztę. Po chwili znalazłem jedno pisklę, ale niestety było już na tyle duże, że od razu zerwało się i odleciało. Było ok. 1/4 wielkości mamy. Nawet jeśli odleciała z jednym takim, to i tak jest to wyczyn godny podziwu. Myślę, że mogły być to nawet dwa młode, bo trzy to minimum w lęgu. Pewnie dlatego nie widziałem tych dodatkowych nóg, bo wyrośnięte młode mogły je już podciągać pod brzuch. Zatem i mi nie udało się tego fenomenu udokumentować. Ale widziałem!  Być może wyczerpałem właśnie limit szczęścia w tym temacie. Ale i tak czekam na kolejne takie spotkanie. Wiara czyni cuda.

rysunek słonki przenoszącej pisklę, wykonany krótko po obserwacji

Śledź mnie na: facebookistagram
albo ja będę śledził Ciebie!