Chyba na początek muszę podziękować za inspirację dwóm osobom z 'mojego’ Parku oraz tym, którzy zareagowali emocjonalnie na krótki wpis na facebooku. Był on jak sądziłem jasno wyrażoną wątpliwością na temat tego, co przeczytałem w sieci, w poście pełnym żalu (tu niedosłownie):
„…gdybyśmy dostali 2x więcej kasy to zrobilibyśmy inwentaryzację 2x lepiej…”
Zatem, tłumacząc jak chłop krowie na rowie, chodzi o sytuację, gdy wykonawca X dostaje pieniądze na konkretną inwentaryzację terenową i tenże sam wykonawca X twierdzi, że gdyby dostał 2x więcej funduszy, to zrobiłby to 2x lepiej. Nie ma tu mowy o wykonawcy Y czy Z. Gorące głowy niestety tworzą taką świetlną aureolę o cechach silnie izolacyjnych, przez którą raczej ciężko się przebić argumentom. Nie znam owej grupy zapaleńców i nie wiem do czego są zdolni, jednak oczekują, bym wypowiedział się na temat ich możliwości terenowych. Także, moi drodzy, jeśli tym razem czytacie ze zrozumieniem (jeśli w ogóle to czytacie) – odpowiadam – nie wiem. Wiem natomiast, że to cytowane zdanie może, acz nie musi być słuszne, o czym dalej.
Tytuł jest oczywiście prowokacją. Od kiedy dostajemy godziwe wynagrodzenie za pracę terenową czy kameralną, możemy nie tylko z tego żyć i cieszyć się z obcowania z naturą. Skutkiem tego jest lepsze rozpoznanie krajowych zasobów przyrodniczych, co widać dobrze w wielu współczesnych opracowaniach. Dzięki temu też dostajemy do rąk argumenty za ochroną obszarów, o które co chwilę upominają się deweloperzy budujący osiedla, gospodarze lasów dbający o ich estetykę, czy melioranci na froncie prostowania rzek. Absurdalna byłoby dyskusja nad tym, czy należy się wynagrodzenie za rzetelną pracę. Podobnie jak to, czy do przetargów może startować każdy, kto spełnia wymogi i ma potencjał. A może to takie przetargi są idiotyzmem? No przecież byłoby najlepiej i bez zbędnych ceregieli, gdyby można było wskazać kompetentnego i sprawdzonego wykonawcę, jeśli taki akurat jest pod ręką. A potem już tylko wymagać od niego świetnych wyników. Niestety za chwilę nie opędzilibyśmy się od korupcyjnych afer. Jeśli wykonawca staje do przetargu i proponuje pewną sumę – rozumiem, że tak wykalkulował koszty, iż nie tylko jest w stanie sprostać wytycznym i zrobi to dobrze, a najlepiej jeszcze – bardzo dobrze. Oczywiście można sobie też wyobrazić sytuację, że jakaś grupa zapaleńców (albo nawet jeden taki) zrobi jakąś robotę świetnie nawet za półdarmo, bo śledzą sytuację w terenie od lat i mają połowę pracy gotową na starcie. Albo kolejna sytuacja – że ktoś przytula sporą sumkę i liczy, że część roboty wykona cudzymi rękoma nie płacąc za nią. Tworzy byle jakie wyniki – w ramach źle pojętej oszczędności, na bazie wywiadów czy innych półproduktów, ale na pewno nie wg zaleceń metodycznych i oczekiwań, „bo i tak muszą to przyjąć” (jak w części zadań planu ochrony PNGS). Pamiętam też przykłady zleceniobiorców, przyjmujących prace za jakąś nierealnie niską kwotę, z których to prac musieli się za chwilę wycofać, gdy zestawili siły z wymaganiami. Generalnie jest w tym temacie dość kolorowo. Karolina, ornitolożka pracującą w Karkonoskim PN wyznała mi kiedyś, że jest wierna tezie, iż powinno się zrobić coś od czasu do czasu wyłącznie dla samej idei, dla pasji, przyrody, a co najważniejsze – dla zdrowia psychicznego i satysfakcji. Zgodziłem się z nią i także wziąłem sobie to głęboko do serca. Czas nie jest z gumy, ale nigdy nie odmawiam redaktorom, gdy proszą o recenzję pracy (sami też zwykle pracują dla idei), czasem wymyślę sobie interesujące mnie badania, które opłacam z własnej kieszeni, jak te w Ekwadorze, dotyczące uszatki błotnej na Bagnach Biebrzańskich obecnie, czy w G. Stołowych kilka lat temu, gdy odmówiono mi finansowania badań nad sowami. Pewnie ornitolodzy z mojego pokolenia pamiętają, jak byliśmy na każde zawołanie, bo liczenie na rzece, obóz, akcja atlasowa… A kasa? Co to takiego? Ludzie parający się nauką w parkach narodowych obecnie nie dostają żadnych profitów za publikacje, więc samo pisanie prac też jest pro bono. Niestety już dwukrotnie słyszałem w mojej firmie od mało zorientowanych w przestrzeni przełożonych: „Pan tutaj pracuje dla siebie”. Widocznie, gdy masz pasję, to powinieneś dopłacać. Nie możesz lubić tego, co robisz. Używa swojej lunety, lornetki, aparatu, GPS, samochodu? Musi kombinator! W terenie robiłem badania dla wielu różnych zleceniodawców, od kilku prywatnych firm począwszy, przez OTOP, FWIE, SGGW czy wiele parków narodowych. Piękna nasza Polska cała. Faktem jest, że uwielbiam pracę w nowym terenie i cudownie jest, gdy dostaję za to godziwe pieniądze. Szlachetność w naszej branży wcale nie polega na pracy za darmo. Polega na tym, żeby być uczciwym, etycznym i przynajmniej od czasu do czasu zrobić coś dobrego dla samej idei. Taki jest mój horyzont.